Powracam znów do wspomnień z wyprawy po Armenii. Największym atutem tego kraju są tamtejsi ludzie - Ormianie. Poniżej kilka zdjęć z jednej z biesiad, na jaką zostaliśmy zaproszeni. Była to uczta wystawiona na cześć dziadków, którzy przyjechali ze stolicy do swoich synów i córek mieszkających na prowincji. Tak się złożyło, że my z naszymi rowerami całą grupą zatrzymaliśmy się akurat przy ich domu pod sklepem. Zaczęło padać, więc postanowiliśmy przeczekać deszcz pod zadaszeniem. Właściciel sklepu nie pozwolił nam jednak długo tak stać. Naszą całą dziewięcioosobową grupę zaprosił na szaszłyka. Jak się po chwili okazało, nie był to tylko szaszłyk, ale całe przyjęcie z zastawionym po brzegi stołem. Była i oczywiście wódeczka, której nie odmawialiśmy :) Okazało się, że jedna z kobiet, o imieniu Tatev jest nauczycielką angielskiego, więc mieliśmy rosyjsko-angielską rozmowę. Wyszliśmy, a właściwie musieliśmy się wyrwać po kilku godzinach. Gospodarze koniecznie chcieli nas zatrzymać na nocleg i byli niepocieszeni, że jednak postanowiliśmy jechać dalej...
sobota, 4 września 2010
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz