sobota, 14 sierpnia 2010

Zakaukazie

Czas urlopów dotyczy także wpisów na blogu. Dlatego przeleciał cały lipiec bez żadnego wpisu. Ale czy to w czymś komuś przeszkadza? ;)

W tym czasie udało mi się odwiedzić Armenię. Nie spodziewałem się nawet, że ten kraj jest tak fantastyczny. Nie spodziewałem się, że wspomnienia z podróży będą konkurować ze wspomnieniami styczniowego wyjazdu do Wietnamu i Laosu. Okazuje się, że Armenia ma do zaoferowania bardzo dużo. I wielokrotnie pokazała, że nie trzeba lecieć na koniec świata do egzotycznych krajów, by doznać niezwykłych wrażeń podczas podróży.
Armenia objawiła się nam różnorodnością krajobrazów. Pokazała suche, wypalone słońcem i pokryte żółtymi trawami góry ze skałami, pokazała zielone i łagodne szczyty z szerokimi dolinami, niczym w szkockim Glencoe. Pokazała głębokie kaniony, urywające się nagle, pionowo i bardzo głęboko. Pokazała nam piękne jezioro Sevan leżące prawie 2 km nad poziomem mórz, mające niezwykle turkusową wodą. I wreszcie ukazała zza zasieków swą świętą, wiecznie ośnieżoną górę Ararat leżącą obecnie w Turcji.
Armenia, jako najstarszy chrześcijański kraj świata szczyci się przepięknymi samymi w sobie, a do tego położonymi w niebanalnych miejscach klasztorami, cerkwiami, zamkami obronnymi, a nawet świątynią pogańską z początku naszej ery.
Armenia pokazała nam także swoje kontrasty: zniszczone i zardzewiałe stare zabudowania fabryk wtopione w piękne góry. A na drogach Mercedesy z ciemnymi szybami jadące od czasu do czasu wśród starych Wołg, Ład, Uazów czy Gazeli.

Jednak największą wartością tego kraju są sami jej mieszkańcy. Ormianie to niezwykle, momentami aż do przesady w naszych oczach, gościnni ludzie. I jest tak, mimo tragicznej historii swego narodu. Do nas, Polaków, są chyba jakoś szczególnie pozytywnie nastawieni. Codziennie mieliśmy okazję tej przychylności doświadczać.

W Armenii wszystko, co chce nam pokazać pozbawione jest komercji, turystyki, a nawet opłat za wstępy do miejsc wpisanych na listę UNESCO. Wszystko kipi naturalnością i prawdziwością. A zamiast słów "one dolar" za zrobienie zdjęcia, słyszymy "spasiba".

Czas na foty. Oto garść zdjęć z pierwszej części wyprawy.

armenia roweremarmenia roweremarmenia rowerem

armenia roweremarmenia roweremarmenia rowerem

armenia roweremarmenia roweremarmenia rowerem

armenia roweremarmenia roweremarmenia rowerem

armenia roweremarmenia roweremarmenia rowerem

armenia rowerem

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz