czwartek, 17 lutego 2011

Gwatemala - zdjęcia za pieniądze. Z ostatniej chwili..

Wracając z popołudniowych zajęć z hiszpańskiego mijałem interesująco wyglądającego starszego człowieka ubranego w tradycyjny strój. O ile można spotkać sporo takich osób, o tyle ten siedział sobie na tle ciekawie pomalowanej ściany. Pomyślałem, że spytam o zgodę na zdjęcie, chociaż wiedziałem, że bez płacenia się nie obejdzie. Podszedłem, gość podał rękę i od razu wydał mi się bardzo sympatyczny. Użyłem więc znanej mi regułki, lecz w odpowiedzi usłyszałem wiele słów, z których nic nie zrozumiałem. Jednak po krótkim "dotarciu się" w rozmowie z panem pojąłem, że oczywiście chodzi o pieniądze, tyle, że stawka wynosi 10Q. To jak dotąd najwyższa pensja, jaką zażyczył sobie model za minutę (a może mniej) sesji zdjęciowej. Cóż, musiałem przystąpić do negocjacji. Użyłem najpierw działającego na wyobraźnię (mam nadzieję) argumentu, że nie jestem z Estados Unidos (USA), gdzie ludzie mają "muchos dineros", tylko jestem z Polski. Poniewaz nie do końca byłem przekonany, że zrozumiał i wie w ogóle gdzie leży Polska, to dodałem, że ludzie są tam biedniejsi niż w USA. Potem w negocjcacjach przeszedłem do przedstawienia gościowi przeciętnych stawek występujących na lokalnym rynku fotograficznym, które wynoszą ok. 2Q. Być może nie orientował się za dobrze w tym biznesie, albo był "nowy" i nie znał stawek. Pan zaproponował więc 5Q. Był zabawny, pośmialiśmy się trochę, ale nie chciał ustąpić. Wtedy ostatnią bronią jest pożegnanie się. Wstałem więc mówiąc, że w takim razie muszę iść, bo to za dużo quetzales. Wówczas pan oznajmił 4Q, więc stanęło na 3Q. Zapłaciłem i zrobiłem Panu kilka zdjęć, pokazując mu efekty. Stwierdził, przyglądając się chwilę, że zdjęcie nie jest "claro", bo faktycznie na wyświetlaczu w ciągu dnia fotki nie wyglądają zbyt wyraźnie, ale histogram był w miarę poprawny. Na wszelki więc wypadek, przesunąłem ekspozycję na +2/3eV i zrobiłem jeszcze kilak fotek, dzięki czemu będę miał pewność i większy wybór kadrów. Pożegnałem się z panem i poszedłem dalej swoją drogą. Jednak zmieniłem zdanie i zamiast do domu postanowiłem pójść skorzystać z internetu, dlatego musiałem się wrócić. Przechodząc obok nadal siedzącego jegomościa, uśmiecham się, ale widzę, że macha do mnie i mnie woła. Cóż się okazało. Otóż, dałem mu 3 monety, z czego omyłkowo dwie to nie były jednokecalówki, tylko ćwiartki. Więc gość po prostu nie dostał umówionej doli i z tego powodu może czuł się oszukany. Nie miał wielkich pretensji, ale zwyczajnie upomniał się o swój ciężko zapracowany zarobek. Dodałem więc tyle, ile należy, a nadmierne dwie ćwiartki odebrałem. W tym momencie starszy człowiek popatrzył z wyrzutem, a może błagalnie "dlaczego te zabieram". Uśmiechnąłem się i zwróciłem więc owe ćwiartki. Zatem stawka i tak okazała się ostatecznie najwyższa z dotychczasowych, bo aż 3,5Q, co zbliża się do połówki dolara. Myślę jednak, że warto było, chociaż do zdjęcia pan ewidentnie się usztywnił i nie chciał uśmiechnąć.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz